facebook

Przeczytaj artykuły o wybranej marce

testy aut nowych
testy aut używanych
Dział gadżetów » Światła dzienne LED. Bardzo dobra sprawa, ale nie oszczędzajmy na nich. Co kupić?

Światła dzienne LED. Bardzo dobra sprawa, ale nie oszczędzajmy na nich. Co kupić?

Kategoria: Dział gadżetów|Komentarze: 1|Data: 2014-07-26 16:09:34

Mało kogo trzeba obecnie przekonywać do świateł jazdy dziennej w technologii LED. Są one co by nie mówić o wiele lepiej widoczne od „zwykłych” świateł dziennych, zużywaja też wielokrotnie mniej prądu od zwykłych żarówek, dając nieco odetchnąć autu w kwestii codziennego poboru prądu. Ale to są oczywiste zalety, jest jeszcze kilka mniej oczywistych. W dzisiejszym artykule zajmiemy się zaletami dziennych świateł LED, przekonamy nieprzekonanych, że tanie NIE JEST dobre, zaproponujemy też co można kupić, by być raz a dobrze zadowolonym. Zapraszamy.

Czemu dzienne światła LED są dobre?

W aucie pozbawionym świateł dziennych musimy zapalić światła tradycyjne. Oznacza to nie tylko większy pobór prądu wynikający z mocy przednich żarówek, ale też z tego, że tych żarówek musi się palić znacznie więcej. Dzienne światła palą sie bowiem tylko z przodu, normalnie zaś palimy pozycyjne również z tyłu. Automatycznie świeci się też podświetlenie wskaźników we wnętrzu (chociaż w nowoczesnych autach z reguły i tak zegary świecą się cały czas), zużywamy więc czas pracy o wiele większej ilości elementów, niż przy dziennych LEDach.

Fabryczne LEDy w testowej Audi A3   fot. Agencja 10,5

Najlepsze jest jednak to, że paląc LEDy nie narażamy na zużycie przednich reflektorów. A wiemy jak potrafią znieść 6-8 letnią eksploatację niektóre klosze, szczególnie gładkie. Już w 6 letnich autach zdarza się, że w wyniku ciągłej eksploatacji matowieją klosze i odbłyśniki, reflektory stają się zółte, a całość „produkuje” o wiele mniej światłą niż na początku. Dzieje się to, gdyż plastik klosza i materiały odbłyśnika źle znoszą długotrwało eksploatacje przy wysokich temperaturach, a dokładnie o takiej mowa gdy palimy sobie światełka przy 30 stopniowym upale w 5 godzinnej trasie nad morze. Połączenie temperatury otoczenia z gorącem pracującej długo żarówki niszczą nasze reflektory o gładkich kloszach już po kilku latach. A w naszym klimacie zużyć sobie światła, to na prawdę niemiłe zjawisko: my bardzo potrzebujemy dobrych świateł, bo przez pół roku mamy bardzo zimno i ciemno, a mokra droga z nowoczesnym, czarnym asfaltem pochłania tyle światła, że nie widać nic.

No i jeszcze te kochane żarówki. Jak my je wszyscy uwielbiamy zmieniać, prawda? Pół biedy, jeśli umiemy, czy możemy. Ale jak często bywa, że nie jest to możliwe, bo producent stwierdził, że trzeba być autoryzowanym fachowcem albo rycerzem Jedi, by zrobić to szybko i bezpiecznie, bez pomocy? Niestety często. Palona żarówka, to szybciej spalona żarówka, a jej wymiana niestety coraz rzadziej bywa łatwa i przyjemna.

Ciekawie umieszczone LEDy w testowym Renault Clio   fot. Agencja 10,5

Światła do jazdy dziennej LED pozwalają nam tego wszytkiego oszczędzić. Palimy sobie tylko zestaw LED z przodu, zamiast wszystkich mocnych żarówek dookoła pojazdu i w jego wnętrzu. Przednie klosze mają klawe życie, nie piszcząc z przegrzania, odbłyśniki odpoczywają, prądu idzie mniej, paliwa też.

No to w czym tkwi haczyk?

A no w jednej rzeczy i tu mamy apel: nie oszczędzajmy na LEDach. Jeśli już zdecydowaliśmy, że kupujemy nową zabawkę dla naszego auta i montujemy ją, ingerując jakby nie patrzeć w instalację elektryczną, zróbmy to raz a dobrze. Nie za 30 złotych, bo i takie i jeszcze tańsze LEDy można znaleźć na aukcjach. Wydajmy te 100 czy nawet 200 złotych, zamotujmy i zapomnijmy. Inaczej narażamy się na śmieszność.

Ile razy bowiem widzą Państwo ten widok: jedzie sobie autko ze światłami dziennymi a ich w sumie prawie nie widać, albo świeci się połowa, albo krzywo, albo nawet ani trochę. A to prawdziwa strata czasu i pieniędzy. Markowe, dobre, homologowane LEDY święcą bez porównania lepiej i to sobie można śmiało na ulicy zweryfikować. Mocne światło, dobry montaż i homologacja to podstawa. Bez tego na prawdę nie warto, bo cała idea świateł dziennych opiera się na tym, by być widocznym na drodze. Nie osiągnie się tego montując sobie ledwo świecący paseczek czegoś, czego trzeba się dopatrywać, nawet póki działa.

A dobre LEDy mają i muszą działać: żywotność diody powinna przekraczać żywotność całej reszty samochodu.

Co można kupić?

Jakie więc kupić? Szybkie sprawdzenie na popularnym serwisie aukcyjnym i krótkie rozeznanie „uliczne” już dają pewne pojęcie. Nam wyłonili się tutaj dwaj kandydaci, w zależności od tego jakie światłą lubimy: okrągłe, czy w „pasku”.

Zasadniczo różnicy w ich postrzeganiu nie ma. Zaletą okrągłych jest to, że niekiedy można je sobie idealnie wpasować w miejsca po światłach przeciwmgielnych. Tutaj dominują produkty NSSC. Chodzi o serię 510. Można je łatwo znaleźć w sklepach i w serwisach aukcyjnych. Ceny to okolice 200 złotych, z dobrym montażem z reguły można się zamknąć w 300. Takie światła to jeden wydatek na całą eksploatację samochodu.

 

Megane II bez i z okrągłymi światłami do jazdy dziennej firmy NSSC   fot. Agencja 10,5

Okrągły reflektor kryje w sobie 4 mocne diody. Auto wyposażone w nie świeci bardzo mocno, pole widoczności jest dobre, a samochód widać z daleka. Światłą wystepują w dwóch wersjach: najnowsza ma dookoła światłowód który pali się delikatnie, gdy palą się zwykłe światła. Chodzi o efekt podobny do „ringów” w BMW. Tyle, że to nie ring w BMW: reflektor jest mały i umieszca się go najczęściej w zderzaku, więc naszym zdaniem to średni pomysł. Lepiej sprawda się nieco starsza wersja, gdzie cała przestrzeń zostałą wykorzystana na umieszczenie jak najmocniejszego zestawu 4 diód. Ten zestaw naszym zdaniem jest najlepszy.

 

Megane II i okragłe NSSC  w wersji bez ringów, naszym zdaniem lepszej   fot. Agencja 10,5

Montaż w miejsca na halogeny zagwarantował praktycznie "fabryczny" efekt wizualny   fot. Agencja 10,5

Jeśli ktoś preferuje „paskowate” diody, montowane najczęściej na zderzakach i przy listwach, sporo tego typu produktów oferuje firma OSRAM. Ceny zaczynają się od 160 złotych. Warto tyle zapłacić. Bo na prawdę auta z paseczkami LED które ledwo świecą, albo nie świecą wcale, wyglądają śmiesznie. Jeśli ma być zgodnie z ideą bycia widocznym, to „tylko bogatych stać na tanie rzeczy”. Zapłaćmy raz, a dobrze.

Podsumowanie

Kupujmy światła LED do jazdy dziennej. Oczywiście pamiętajmy kiedy można ich używać: w dzień, w warunkach normalnej widoczności (nie oślepiajmy ludzi po zmroku, pamiętajmy też, że używając LEDów nie mamy świateł pozycyjnych z tyłu). Zalet jest bardzo wiele, a koszt markowych produktów nawet z montażem nie jest tak duży, by ryzykować kupowanie byle czego. To zwyczajna strata pieniędzy i czasu. Efekt czegoś takiego jest krótkotrwały i chyba wyłącznie (wątpliwie) ozdobny. Jeśli już decydujemy się na bycie widocznym i ingerowanie w instalację elektryczną, róbmy to z głową. Dlatego polecamy markowe produkty, takie jak na przykład seria 510 firmy NSSC, czy produkty swojsko brzmiącej firmy OSRAM.

 


Tekst: Marcin Dziekoński / SA    Zdjęcia  Agencja 10,5

Komentarze:

1 komentarz
BaldTV

data: 2016-01-06 14:56:57

Z zainteresowaniem przeczytałem cały artykuł, ponieważ zastanawiałem się kiedyś nad kupnem dziennych LEDów, ale brakowało mi rzetelnych informacji na temat celowości kupowania tego dodatku do auta. Do tej pory myślałem, że służą one do odciążenia instalacji elektrycznej, przez co zmniejszają nieznacznie spalanie. Jednak ciężko znaleźć konkretne dane mówiące o tym, czy ta oszczędność usprawiedliwia wydatek rzędu 200-300 złotych na LEDy. W artykule autor poruszył problem matowiejących reflektorów; znam to zjawisko i faktycznie wpływa to na jakość oświetlenia. Żarówki również świecą się niepotrzebnie przez jakieś 75% czasu eksploatacji auta przeze mnie, przez co trzeba je częściej wymieniać. Podsumowując, gdybym teraz kupował auto bez fabrycznych świateł dziennych, pewnie zainwestowałbym w ten gadżet.


Zaloguj się aby dodawać komentarze