facebook

Przeczytaj artykuły o wybranej marce

testy aut nowych
testy aut używanych
Aktualności » Wiadomości » Polski rynek nowych samochodów osobowych: podsumowanie roku 2013. Brakuje nawet do połowy polskiego rekordu sprzedaży. Czas na zmiany!

Polski rynek nowych samochodów osobowych: podsumowanie roku 2013. Brakuje nawet do połowy polskiego rekordu sprzedaży. Czas na zmiany!

Kategoria: Wiadomości|Komentarze: 0|Data: 2014-01-04 12:07:35

Rynek samochodowy w Polsce ma dwa oblicza. Rejestruje się u nas ogromną liczbę samochodów, ale znikoma część z tego to auta nowe. W tym roku sprzedaż nie przekroczyła 300 tysięcy sztuk, a nawet z tej ilości ogromną część zawdzięczamy firmom. Ponadto, jak słusznie zauważyli analitycy SAMAR, znaczny jest w tym udział reeksportu: prawie 40 tysięcy aut z polskich salonów trafiło zagranicę. Odliczając zatem auta firmowe i reeksport można pokusić się o uproszczone obliczenie, że tak na prawdę klienci indywidualni kupili w tym roku zaledwie około 150 tysięcy samochodów. Jest to liczba zadowalająca jak na kraj EU z 10 milionową populacją, ale na pewno nie na 40 milionowy. Od wielu lat sprzedaż w Polsce oscyluje wokół 300 tysięcy sztuk, a nie zawsze tak było. Rekord Polski z 1999 roku może przyprawić o zawrót głowy. To, że do tej pory go nie powtórzylismy świadczy tylko o bezczynności i zerowym zainteresowaniu kolejnych władz by sprzedaż nowych aut w Polsce powiekszyć. A mozna to zrobić prostymi sposobami. Zapraszamy do artykułu.

Bieda, czy rozsądek?

W 2013 roku nie zbliżyliśmy się nawet do osiągnięca połowy rekordu sprzedaży nowych samochodów w Polsce. Można na to patrzeć dwojako.

Z jednej strony Polacy wykazują tym samym rozsądek ekonomiczny: jeśli na nowe auto kogoś nie stać, czy musiały na nie brać ogromny, niepewny w spłacie kredyt, to po co kupować nowe auto, które straci na wartości szybciej niż spłacimy odsetki? Auto kilkuletnie, czy dobrze utrzymane starsze, też pojeździ. Nie bierzemy więc nierozsądnych kredytów, ale liczymy rozsądnie każdy grosz. Z tego zachowania możemy być dumni, nie każdy naród to potrafi.

Ale jest też ciemna strona. Czy na prawdę po tylu latach wolnego rynku nasza sprzedaż aut nowych musi być na poziomie małych, europejskich krajów? W idealnym świecie każdy na pewno chciałby mieć „nówkę”, choć wiadomo że to nierealne, ale czy na prawdę jesteśmy aż tak biedni? Historia pokazuje, że nie. Ktoś, kto nie śledzi sprzedaży w Polsce na przestrzeni ostatnich 15 lat może pomyśleć, że zawsze pieliśmy się powolutku do tych trzystu tysięcy nowych aut rocznie i nigdy nie było lepiej.

1999...

Tymczasem jest inaczej: w latach 1998-2000 miał miejsce boom na nowa auta, którego skala w porównaniu z dzisiejszymi czasami jest szokująca. W roku 1999 sprzedano aż 640 tysięcy nowych samochodów! Złożyło się na to wiele czynników, ale liczy się efekt: nasze społeczeństwo zdobyło się na kupienie dwa razy większej liczby samochodów, niż obecnie. Oczywiście auta były wtedy sporo tańsze, kończono też dopiero sprzedaż naszych reliktów motoryzacji jak Maluch i Polonez, w cenie których nie znajdzie się obecnie nic nowego. Ale samych Daewoo Lanosów sprzedano w roku 1999 kilkadziesiąt tysięcy, a to już auta w kwocie między 30 a 40 tysięcy złotych, za którą również dziś da się już kupić bardzo wiele samochodów. Tym bardziej, że od tamtego czasu siła nabywcza Polaków teoretycznie wzrosła, podobnie jak wartość złotego. Tymczasem dzisiejsi liderzy tabeli notują sprzedaż na poziomie niecałych 12 tysięcy sztuk... Sytuacja ta jest nie do zaakceptowania: sprzedaż nowych samochodów dałoby się podwoić i dziś, problem w tym, że nikomu na tym najwyraźniej nie zależy.

Skoda Fabia od debiutu najczęściej zajmuje I miejsce w raportach sprzedaży. Tu nasza 180 konna wersja  

fot. Agencja 10,5

Jest cały system zachęt, który można zastosować, by przekonać Polaków do „szarpnięcia się” na nowe auto, ale nikomu w tym kraju poważnie nie zależy, by to zrobić. Dlatego 40 milionowa Polska ma w Europie wyniki sprzedaży na poziomie krajów cztery razy mniejszych, a importerzy i dilerzy nie mogą nazwać swojej pracy bezstresową. Warto pamiętać, że 40 procent sprzedaży w tym roku, to auta flotowe, a prawie 40 tysięcy samochodów reeksportowano zagranicę zaraz po kupnie, a więc w ich przypadku żadna krajowa firma raczej nie zarobi już ani grosza na ich przyszłym serwisowaniu. Gdyby jednak liczyć samych klientów indywidualnych, ten rok byłby tragiczny, gorszy od poprzedniego. Jesteśmy w stosunku do roku 2012 na plusie tylko dlatego, że obecny chaos w przepisach VAT zmobilizował przedsiębiorców do grudniowych zakupów, póki jeszcze mozna odliczyć cały VAT od zakupu samochodu firmowego.

Poniżej prezentujemy sprzedaż w Polsce: auta nowe, klienci indywidualni i flotowi (10 pierwszych miejsc).

1. Skoda Fabia 11623
2. Skoda Octavia 11526
3. Ford Focus 8021
4. Toyota Yaris 7744
5. Volkswagen Golf 7737
6. Opel Astra 7553
7. Toyota Auris 7304
8. Renault Clio 6622
9. Fiat Ducato 6081
10. Kia Sportage 6000

W sumie sprzedano w tym roku niecałe 290 tysięcy aut osobowych, lider -Skoda- sprzedał ich ponad 36 tysięcy.

Dla porównania w 1999 roku samo Daewoo sprzedało dwa razy więcej...Lanosów. Polski rynek wchłonął wtedy 640 tysięcy nowych aut.

Co można zrobić? Pięć punktów Świata Aut

Wroćmy jednak do systemu zachęt, który mógłby poprawić sytuację. Co można zatem zrobić, o co powinnismy prosić władze, a raczej czego od niej bezwzględnie wymagać? Naszym zdaniem, wystarczy kilka poniższych punktów. Można je roboczo nazwać "Pięcioma punktami Świata Aut".
  • usystematyzowane, korzystne dla przedsiębiorców zasady odliczania VAT i użytkowania prywatnego aut służbowych
  • dopłata za zgodne z prawem zezłomowanie starego auta przy kupnie nowego
  • ulgi podatkowe dla samochodów o pojemności do 1.2 itra, a szczególnie duże dla pojemności do 1 litra
  • zmuszenie ubezpieczycieli do wprowadzenia analogicznych zniżek na OC/AC/NW wyraźnie preferujących kupujących auta małolitrażowe poprzez obniżenie stawek w stosunku do poziomu obecnego, który w niedostatecznym stopniu nagradza właścicieli aut z małą pojemnością silnika
  • wypracować zachętę dla klientów rozważających zakup auta z fabryczną instalacją LPG przy jednoczesnej obietnicy długofalowego utrzymania cen LPG na poziomie nie przekraczającym 50 % ceny benzyny.

Powyższy zestaw prostych metod pozwoli zachęcić Polaków do nowego auta. Tymczasem zamiast tego głównie straszy się kierowców zaostrzeniem przepisów dotyczących użytkowania samochodów starych. A po pierwsze, nie każde stare auto jest w złym stanie. Po drugie, nie kijem, a marchewką powinno się zachęcać Polaków do nowych aut. Kierowcy są od dawna traktowani jak kura znoszące złote jaja, których można potrójnie opodatkować za to samo bez konsekwencji i byłoby lepiej dla Polski, by politycy przestali krótkowzrocznie traktować tę grupe Polaków (bardzo dużą) jak portfel, do którego zawsze można sięgnąć.

Tymczasem...

Tymczasem, odnosząc się chronologicznie do powyższych punktów, w pierwszym z nich mozna stwierdziić, że na razie politycy zachowują się jak pies ogrodnika, który zazdrości przedsiębiorcom, że sobie "aż tyle" odliczą. Widać tu podstawową ingorancję zasad ekonomii: bogatsze Państwo to takie, w której jest więcej firm, a nie takie w których podatki nie pozwajają się im rozwijać. Ponadto, nie ma ciągłości i stałości przepisów, co jest szkodliwe dla biznesu.

Dopłata za zezłomowanie „wyciągnie” z rynku najstarsze samochody, jak nie bezpośrednio, to pośrednio: klient na nowe auto może odkupić od kogoś stary, tani samochód tylko po to by je zezłomować i uzyskać dopłatę. Podobnie działo się w 1999 roku i nie powinno się tego traktować jako "przekręt", ale dobry mechanizm na pozbycie się aut w najgorszym stanie. Właściciel je sprzeda z zyskiem, nowy właściciel zezłomuje i dostanie zniżkę na nowy samochód, a rynek zacznie się "nakręcać". Globalnie zyskujemy wszyscy.

Segment droższych aut, atrakcyjnych dla przedsiębiorców ma się nieźle, ale może być znacznie lepiej. Natomiast szantażowanie kierowców starszych samochodów nic nie da, tym bardziej że -jak widać- nie wszystko co stare, musi być w złym stanie...   fot. Agencja 10,5

Ulgi dla aut z małą pojemnością silnika w dobie ekologii i downsizingu powinny być czymś oczywistym. Polacy powinni być zachęcani do kupna nowych aut o małych pojemnościach w sposób bardzo wymierny, tak by mogło do przeważyć w dylemacie między nowym, a używanym. Wiadomo, że ceny nowego i używanego auta podobnej klasy się nie zrówna, ale chodzi o obniżenie jej na tyle, by kupno nowego stało się możliwie najbardziej atrakcyjne. Przykładowo: jeśli rząd wprowadzi ulgi, dzięki którym np. Skoda Citigo, Renault Clio, czy Ford Focus nagle stanieje o 5-6 tysięcy złotych (Focus nawet więcej), bo Państwo na takie kwoty zrezygnuje ze swojej "doli" w podatkach, rynek na pewno się ożywi. Wszystkie te przykładowe samochody można kupić z silniiem o pojemności do litra, nawet Focusa, typowego kompatku. Aut takich będzie przybywać, już teraz jest ich bardzo dużo. Państwo natomiast to co straci krótkofalowo na ulgach, powinno spokojnie odzyskać na zwiększeniu obrotów całego rynku. A przecież nie chodzi tylko o to, żeby państwo (w sensie polityków i budżetu) było zadowolone, lecz jego obywatele byli -choćby jeżdżąc nowszymi, bezpieczniejszymi i bardziej ekologicznymi pojazdami. Wzrost sprzedaży pozwoli też importerom optymistyczniej patrzeć w przyszłość, zwiększy ich obroty, a tym samym pozycję w europejskiej siatce sprzedaży, polski rynek zajmie wreszcie należne sobie miejsce.

Analogiczne jak w kwestii podatków należy postapić w stawkach ubezpieczeniowych, co pozwoli na nazwanie systemu zachęt kompletnym i stworzy dla klienta realną, kompleksową oszczędność. To może przeważyć na rzecz nowego auta. A przecież w głębi serca każdy marzy o wyjechaniu nowym autem z salonu. Ale samym graniem na emocjach się to tego Polaków nie przekona, potrzeba realnej, ekonomicznej zachęty. Tego bezwzględnie powinnismy wymagać od swoich władz. Wymagać, nie prosić. Prosić powinni politycy o głosy wyborców. I może czas sobie przypomnieć, że kierowcy to wśród nich bardzo duża grupa.

Podsumowanie: Kij i marchewka. Marchewka dla kierowców, albo kij dla polityków

Podsumowując, wszyscy powinnismy życzyć sobie by nasze społeczeństwo stało się jak najszybciej na tyle bogate, by każdy mógł pozwolić sobie raz na kilka lat na nowe auto, tak jak teraz na telewizor. Ale póki tak sie nie stanie, należy egzekwować od polityków wszelkie możliwe ułatwienia, by Kowalski i Nowak jak najczęściej wybierali nowe auto. Nie dla kaprysu, ale dlatego, że to się chociaż trochę zacznie opłacać. Jeśli natomiast politycy - niezależnie od opcji - będą woleli szantażować kierowców kolejnymi utrudnieniami, podziękujmy im proszę w najbliższych wyborach. Oby tylko była dla nich jakaś alternatywa.

 


Tekst: Marcin Dziekoński / SA    

Komentarze:

Brak komentarzy
Zaloguj się aby dodawać komentarze