facebook

Przeczytaj artykuły o wybranej marce

testy aut nowych
testy aut używanych
Felietony » Felieton #4: Gdybyśmy wykańczali auta po zakupie jak mieszkania i czemu mnie (znów) nie ma w Poznaniu

Felieton #4: Gdybyśmy wykańczali auta po zakupie jak mieszkania i czemu mnie (znów) nie ma w Poznaniu

Kategoria: Felietony|Komentarze: 0|Data: 2018-04-07 23:19:52

Wykończeniówka nazywa się tak a nie inaczej nie bez powodu. Kto raz próbował choćby małego remontu mieszkania, ten wie. Wykańcza się bowiem nie tylko mieszkanie, ale też -a może przede wszystkim- siebie. Pokój pokojem, ale co dopiero gdy mieszkanie jest nowe i trzeba je (a więc siebie) wykończyć od A do Z. Ja przez to po raz kolejny w życiu nie pojechałem na targi do Poznania. Nic nowego. Co roku obiecuję sobie, że pojadę i co roku nie ma absolutnie takiej możliwości, bo coś wypada. W tym roku właśnie to. Myślę sobie więc jakie to szczęście, że chociaż przy kupnie samochodu nie musimy szukać fachowców do ułożenia płytek na podłodze i zabudowy kokpitu z drewna. A byłoby to zabawne co? Pomyślcie tylko.

Kupiliśmy właśnie nowe auto z salonu. Na miejscu jest silnik, okna, zawieszenie no i oczywiście elektryka. Naszym nowym autem ruszymy jednak najwcześniej za miesiąc. 
 
I to tylko dlatego, że stolarza do wnętrza zamówiliście sporo wcześniej, tak by zaklepać termin realizacji wcześniejszy niż pierwsza połowa 2034. Przy czym był to jedyny, któremu woda sodowa nie uderzyła do głowy i "zaśpiewał" za swoją pracę kwotę, która faktycznie sugeruje, że kokpit będzie między innymi z drewna, a nie mieszanki złota z wibranium. W każdym razie będzie to ładny kokpit, trochę drewna, okleiny, gdzieniegdzie polerowany akryl. Schowki na cichy domyk i radio w zabudowie. Sąsiadom się spodoba.
 
Będzie pan zadowolony
 
Dalej sprawdzamy czy fachowcy wyprowadzili instalację pod pedały i lewarek zmiany biegów. Uff,są. Hydraulik nie zarobi. Możemy więc umawiać pana od podłóg. Zrobi ładną podłogę, klasykę. Płytki da się z przodu, panele z tyłu. Będzie się łatwo sprzątało. Zaraz, jeszcze tapicerka! No tak. Dwa tygodnie jeżdżenia po sklepach i wybierze się ładne kanapy. Chciało by się wytapicerować również boczki drzwi, ale koszty rosną. Olewamy. Nie my jedni, w Czechach i Niemczech też już rzadko robią. Obije się plastikiem i uda, że tak ma być.
 
Elektryk zrobi podświetlenie. I tu oszczędzać nie będę jak w Japonii. Każdy guzik podświetlamy, proszę pana. Mamy co prawda diody z niemieckiego dyskontu na literę L (się kupiło na zapas kiedyś po promocji), ale pan mówi że to kiszka. Lepiej założyć takie ze sklepu. Z grubsza tak właśnie jest. Efekty są świetne, diody zmieniają kolor na pilota. Wreszcie mogę mieć takie zegary jakie chcę, a nawet wprawić je w dyskotekowe miganie w rytm "Miłości w Zakopanem".
 
Po miesiącu jeżdżenia, decydowania, nie spania, pomagania mamy wreszcie nasze auto. Dokładnie nasze, drugiego takiego nie ma. No i każdy je kiedyś chętnie kupi choćby dlatego, że już jest wykończone. 
 
Całkiem fajna wizja. Męcząca, niewykonalna, nieprawdopodobna i naiwna. A jednak...czy to nie dziwne, że w czasach personalizowania wszystkiego -od smartfona po łazienkę- wciąż mamy do wyboru tylko kolor nadwozia, trochę wyposażenia i to, czy będzie mniejszy, czy większy ekran czegoś tam? A może ja chcę mieć jasny kokpit z bursztynowym podświetleniem i schowkiem obitym jeansem? Umówcie więc fachowców i zaproście mnie do salonu, jak już skończą.
 
A ja może wreszcie będę mógł w międzyczasie wyskoczyć do tego Poznania.
 
 
 

Tekst: Marcin Dziekoński / SA           zdjęcia: redakcja

 
 
 

Komentarze:

Brak komentarzy
Zaloguj się aby dodawać komentarze